Motocyklem do Indii


EKSPEDYCJA MOTOCYKLOWA 23 czerwca - 11 lipca 2010

EKSPEDYCJA MOTOCYKLOWA

Po zeszłorocznym sukcesie ekspedycji motocyklowej, od razu zaczęliśmy pracować nad programem tegorocznej wyprawy. W tym roku w Himalaje wybrało się międzynarodowe grono. Oprócz uczestników z Polski (Andrzeja Juniora, Andrzeja Seniora, Jacka, Tomka i mnie) pojechali z nami: Helge ze Szwecji, Nico i Dirk z Niemiec oraz jak w zeszłym roku przewodniczka Tiziana z Holandii. Dirk kilka lat temu kupił Royal Enfielda w Indiach i co roku zwiedza nim inny kawałek tego pięknego kraju. W tym roku zdecydował się dołączyć do naszej grupy ze względu na utrudnioną logistykę związaną z poruszaniem się po Himalajach i zaplecze serwisowe, które mogliśmy mu zaoferować.

Wszystkim udało się przylecieć do Delhi w podobnym czasie czyli około północy. Nie tracąc czasu wsiedliśmy w autokar i ruszyliśmy w kierunku podnóży Himalajów. Wypożyczyliśmy dla naszej grupy duży klimatyzowany autokar. Dzięki temu mogliśmy się wyspać, mijając mniej ciekawe rejony Indii. Do miejscowości Nagar przybyliśmy późnym popołudniem, gdzie spędziliśmy dwie noce. Rano obudziła nas silna burza. Na szczęście po śniadaniu, rozpogodziło się, wyszło piękne słońce i był to jedyny deszcz jaki widzieliśmy podczas całego naszego pobytu w Indiach. Krótkie zapoznanie się z motocyklami - w ramach którego jedziemy na kilkugodzinną przejażdżkę po okolicy. Trafiamy na dzień wolny od pracy, co w Indiach objawia się wzmożonym ruchem na drogach. Jest to małym szokiem na początek, zwłaszcza, że mieliśmy wczuć się spokojnie w motocykle, a nie walczyć o przetrwanie na drodze z ciężarówkami i innymi Tatami. Pierwsze korki i pierwsze kolizje. Tomek urwał gmolem zderzak w osobowej Tacie, Tiziana urwała kierunkowskaz w ciężarówce. Właściciele samochodów specjalnie się tym nie przejęli, więc my również. W międzyczasie dostaje telefon od mojego wspólnika z informacją o zamkniętej przełęczy Rohtang, którą musimy przejechać za dwa dni. Droga w stronę przełęczy ma być zamknięta z powodu wizyty premiera Indii. Dla nas jest to fatalna informacja, gdyż jest to jedyna droga, którą możemy jechać. Jeżeli nie uda nam się przekroczyć przełęczy w planowanym terminie, będziemy musieli z planu wyrzucić inny dzień naszej wyprawy - tylko który? Żal będzie rezygnować z odwiedzenia któregoś z zaplanowanych miejsc. Z głową pełną pomysłów na rozwiązanie zaistniałej sytuacji idziemy na obfitą kolację na dachu hotelu. Po kolacji, przysiadł się do nas Sikh, z którym spędziliśmy pół nocy rozmawiając o życiu, religii i motocyklach, których Sikh okazał się wielkim fanem. Nie był chyba do końca prawdziwym Sikhem, bo popijał whisky i palił dziwne rzeczy, ale opowiedział nam dużo o swoim życiu. W rozmowie poruszyłem temat zamkniętej przełęczy. Okazało się, że nasz nowy znajomy ma duże znajomości wśród wysoko postawionych lokalnych wojskowych. Spisał na serwetce swój numer telefonu, nazwiska osób, które mogą blokować drogę i powiedział, ze jak powołamy się na znajomość z nim to uda nam się przejechać. Dodał też, iż nie sądzi, że droga będzie zamknięta na dłużej niż kilka godzin. Delikatnie uspokojony poszedłem spać, zastanawiając się czy Sikh mówił prawdę o swoich znajomościach, czy też zwyczajnie poniosła go fantazja po znieczuleniu swoimi używkami.

Rano decydujemy się podjąć próbę przejechania przełęczy. Wsiadamy na motocykle. Z hotelowego tarasu macha do nas uśmiechnięty Sikh. Jedziemy wzdłuż rzeki, mijając dookoła przepiękne widoki. Andrzej Senior ma dosyć pechowy dzień. Najpierw gubi aparat, później ma kłopoty z elektryką w swoim Enfieldzie, a na końcu pada mu rozrusznik. Nie odjechaliśmy daleko, więc Ramesh - nasz mechanik, wraca do naszej bazy w Nagar, żeby wymienić dla niego motocykl. Spokojną trasą wzdłuż rzeki udajemy się w stronę Manali. Po godzinie jazdy zatrzymuję się czując opór w tylnym kole. Przekonany, iż jest to łożysko czekam na nasz samochód serwisowy puszczając resztę grupy przodem z Tizianą. Nasi mechanicy dojeżdżają do mnie po około 20 minutach i naprawiają moją usterkę w ... 10 sekund. Było mi wstyd przed nimi, gdyż byłem przekonany, iż bez narzędzi nie usunę awarii. Okazało się, że na nierównej drodze, wygięła się metalowa osłona łańcucha i dociskając łańcuch stawiała opór. Papu - nasz główny mechanik, odgiął ręką osłonę i byłem gotowy, żeby dogonić grupę. Postanowiłem sobie, że od tego momentu, będę wszystkie proste usterki lokalizował i w miarę możliwości naprawiał samemu.

Widoki w Himalajach [Gotowi do drogi.]

Noc spędzamy w wygodnym hotelu w Manali, gdzie jemy najlepszą rybę na świecie, zwiedzamy świątynię i świętujemy urodziny Tomka. Następnego ranka ruszamy w stronę miejscowości Keylong. Jedziemy krętą drogą, pośród zielonych wzgórz. W oddali widać szczyty pokryte topniejącym śniegiem tworzącym wstążki cieniutkich wodospadów. Z każdym przejechanym metrem jesteśmy coraz wyżej. Jadąc pierwszy na środku drogi zauważam sępy jedzące martwą krowę. Zatrzymuje się, wyciągam kamerę i udaje mi się nakręcić krótkie ujęcie, zanim dojechały do mnie pozostałe osoby i przepłoszyły ptaszyska wielkości średniego psa. Dojeżdżamy do przełęczy Rohtang (niecałe 4000 m. n.p.m.) najbardziej popularnej przełęczy (chyba ze względu na prosty dojazd) wśród hinduskich turystów. Odpuszczamy sobie przejażdżki na jakach, koniach, sankach, quadach i skuterach śnieżnych na tych wysokościach i jedziemy dalej zostawiając za plecami dolinę Kullu, wjeżdżając w mniej zieloną, a bardziej pustynną dolinę Spiti.

Widoki w Himalajach [Pustynna asfaltowa droga.]

Ruch uliczny gwałtownie maleje i wreszcie możemy poczuć więcej swobody na górskich serpentynach. Asfalt momentami zanika na dłużej i jedziemy kamienistymi drogami. Przecinamy strumienie, powstałe z topniejącego śniegu, mijając pasterzy prowadzących stada owiec i kóz wzdłuż dróg. Przez pół dnia przejeżdżamy około 120 km. Aklimatyzujemy się w hoteliku w miejscowości Keylong na wysokości 3350 m. n.p.m. Odważny Helge idzie do lokalnego fryzjera, gdzie zamawia strzyżenie z masażem głowy oraz golenie. Oszczędzamy siły przed dwoma kolejnymi dniami, które mają być najcięższe i najbardziej nieprzewidywalne pod względem stanu dróg, pogody i reakcji naszych organizmów na duże wysokości. Wyruszamy wcześnie rano w stronę pokrytej śniegiem przełęczy Baralacha La (4890 m. n.p.m.). Nie licząc krótkiego postoju na wymianę przebitej dętki, w tylnym kole mojego motocykla, cały przejazd idzie nam dosyć sprawnie. Mając dużą rezerwę czasu, decydujemy się na odkrycie nowego, nieznanego mi odcinka drogi. Po 40 minutowej jeździe, całą zabawę w odkrywanie kończy rzeka, której poziom uniemożliwia nam bezpieczną przeprawę. Powracamy na drogę, którą podróżowaliśmy wcześniej i kontynuujemy jazdę z małym postojem na herbatę w przydrożnym namiocie. Podczas gdy delektujemy się herbatą z mlekiem, przyprawami i masłem z mleka jaka, Nico sprawia frajdę rodzinie hinduskich turystów, po kolei przewożąc motocyklem wszystkich członków rodziny. Na przestrzeni kilkudziesięciu kolejnych kilometrów przeprawiamy się przez najgłębszą na naszej trasie rzekę. Po zbadaniu dna przeprawiamy z Nico pierwszy motocykl na drugą stronę. Okazuje się, że rzeka nie jest tak straszna, na jaką wygląda i wszyscy przejeżdżamy na drugą stronę.

Podróże motocyklowe [Jedna z zimniejszych przepraw wodnych na naszej drodze.]
Podróże motocyklowe

Kilkanaście minut po przeprawie Nico orientuje się, że zgubił nawigację satelitarną. Trochę szkoda, bo był to ciekawy gadżet, głównie służący do odczytu aktualnych wysokości. Rozbijamy obóz w okolicach Sarchu na wysokości 4290 m. n.p.m, nad strumieniem, pomiędzy zielonymi wzgórzami. Pierwsza noc na takiej wysokości jest zazwyczaj dosyć nieprzyjemna, ale przeżyliśmy ją dosyć łagodnie, z małymi tylko mdłościami.

Widoki w Himalajach [Pierwszy nocleg na dużej wysokości.]

Kolejny dzień drogi o porównywalnej trudności co poprzedni, jest jeszcze bardziej urozmaicony. Krajobrazy zmieniają się z godziny na godzinę.

Widoki w Himalajach [Jeden wielu pięknych widoków.]

Jackowi odkręcają się śruby mocujące bak i hałas spowodowany wibracją jest tak uciążliwy, że decyduje się poczekać na samochód serwisowy. Reszta grupy jedzie przodem, w kierunku wijącej się do góry drogi "21 pętli". Przejazd tą drogą wciąga nas na całego. Każdy jest tak zaabsorbowany jazdą, że aż trudno znaleźć chwilę na przerwę i wykonanie kilku zdjęć. Nasz konwój mocno się rozciąga i jedziemy w kilkukilometrowych odcinkach.

Widoki w Himalajach [Miejsce odpoczynku, nie dla osób z lękiem wysokości.]

Jadącemu przede mną Helge na lewym łuku ucieka tylne koło i szlifuje wraz z motocyklem o asfalt na odcinku kilku metrów. Jest jak zahipnotyzowany. Wstaje z ziemi, podnosi motocykl i rusza dalej, zanim do niego dojeżdżam. Przejeżdżamy przez przełęcz Lachalung La - pierwszą na naszej drodze powyżej 5000 m. n.p.m. Mijając pustynne krajobrazy dojeżdżamy do wojskowego punktu kontrolnego. Przed zameldowaniem się na posterunku i dalszą drogą, zjadamy lunch i odpoczywamy w przydrożnych namiotach. Jacek czuje się znacznie gorzej i rozważa możliwość przesiadki do samochodu terenowego. Nie ma jednak takiej potrzeby. Ucina sobie 30 minutową drzemkę, pożywia się czekoladą i wstępują w niego dodatkowe siły, które nie opuszczają go do końca naszej wyprawy. Kolejne kilometry to ostra wspinaczka w kierunku Taglangla - drugiej pod względem wysokości, przejezdnej przełęczy Świata. 5359 m. n.p.m. Na przełęczy Dirk z Jackiem zapalają papierosy, które ledwo się tlą przy tak małej ilości tlenu.

Wyprawy motocyklowe w Himalaje [Taglang La Pass - 5359 m. n.p.m.]

Zjeżdżamy niżej i po przejechanych 200 km tego dnia, rozbijamy obóz przy głośno szumiącej rzece, obok małego miasteczka Lato. Rano, przed śniadaniem, idę przejechać się motocyklem odcinkiem drogi, który pokonywaliśmy poprzedniego dnia. Kilka minut przede mną rusza Dirk, a później Helge i jadą tą samą trasą. Po śniadaniu już w pełnym składzie ruszamy łagodną asfaltową drogą do Leh, stolicy Ladakhu, gdzie spędzamy dwa dni na relaksie oraz zwiedzaniu okolicznych pałaców i świątyń. Podczas gdy my odpoczywamy, nasi mechanicy przeglądają motocykle i dokonują drobnych regulacji. Motocykl Juniora, który przez ostatnie kilometry obficie dymił, dostaje nowy tłok i cylinder.

Wyprawy motocyklowe w Himalaje [Remont silnika w motocyklu Andrzeja Juniora w hotelowym ogródku.]
Wyprawy motocyklowe w Himalaje [Był też czas na zwiedzanie.]

Kolejnego dnia jedziemy do doliny Nubra. Aby tam dotrzeć musimy pokonać najwyżej położoną przejezdną przełęcz świata - Khardung La (5602 m n.p.m.) i kilka wojskowych checkpointów. Do przełęczy prowadzi średniej jakości droga, miejscami występuje asfalt. Jest to niewątpliwie najchłodniejszy fragment naszej wyprawy, ale pogoda obchodzi się z nami w miarę łagodnie jak na ten region. Delikatnie prószy śnieg. Dojeżdżamy na szczyt w kilkunastominutowych odstępach. Wielka radość z osiągniętego celu, kilka zdjęć i ruszamy w dół doliny. Z minuty na minutę robi się coraz cieplej. Co kilka kilometrów zatrzymuję się i zdejmuję kolejne warstwy odzieży. Przy jednym postoju, wyskakują z nor całe rodzinki pomarańczowych świstaków i z bezpiecznej odległości, z wielkim zaciekawieniem, przyglądają się wykonywanym przeze mnie czynnościom. Kiedy mijam bazę wojskową, na środek drogi wychodzi żołnierz i zatrzymuje mnie gestem ręki. Posłusznie się zatrzymuje, a on bez słowa ładuje mi się na kanapę mojego Enfielda. Wiozę go przez kilka kilometrów, rozmowa się nie klei. W zasadzie to ja mówię kilka zdań na które żołnierz odpowiada - milczeniem. Dojeżdżając do małego hoteliku, mijamy ciągnące się po horyzont, piaszczyste wydmy i stada wielbłądów. W dolinie Nubra spędzamy dwa relaksujące dni.

Wyprawy motocyklowe w Himalaje [Bardzo wysoko i bardzo pusto.]

Tankujemy motocykle na stacji benzynowej, na której benzyna z dystrybutora pompowana jest ręcznie poprzez kręcenie korbą. Licznik nie działa, więc benzynę najpierw pompuje się do dzbanka odmierzającego ilość paliwa, a później wlewa do baków. Zatankowanie dziewięciu motocykli takim systemem jest dosyć czasochłonne.

Wyprawy motocyklowe w Himalaje [Tankowanie na takiej stacji wymaga cierpliwości.]

Jedziemy do gorących źródeł, które okazują się małym nieporozumieniem. Wypływająca wąskim strumykiem z gór gorąca woda, wpływa do dwóch małych, ciasnych domków. W każdym domku znajduje się betonowy brodzik. Zatykając kamieniem odpływ, można napełnić brodzik i wymoczyć się w ciepłej wodzie razem z przeróżnymi bakteriami. Nikt z nas nie skorzystał. Eksplorując dolinę, natrafiamy na drogę, której przejazdu pilnuje wojsko. Nie dostajemy zgody na dalszy przejazd więc udajemy się w przeciwnym kierunku planując zwiedzić małe miasteczka, w których trwają przygotowania do lokalnego święta, klasztor i cmentarzysko samochodów wojskowych. Zatrzymuję się na kilka minut żeby wykonać kilka zdjęć i zostaję w tyle. Usiłując dogonić całą grupę, przez nieuwagę omijam zjazd do miasteczka i nieświadomy pomyłki gnam przed siebie przez około 40 minut. Zaniepokojony przybieram kurs na hotel. Czekając w hotelowym ogródku, popijając zimnego Kingfisher'a, zastanawiałem się, czy przypadkiem wszyscy mnie nie szukają i czy moje zagubienie nie zniszczy wszystkim dnia. Po 3 godzinach do hotelu pierwszy dotarł Helge i powiedział, że przez moment wszyscy zastanawiali się gdzie jestem, lecz Tiziana powiedziała im, że o mnie martwi się najmniej i jest pewna, że akurat ja to sobie poradzę. Z jednej strony było mi miło, że tak mocno we mnie wierzy, z drugiej strony, gdybym spadł w przepaść to mógłbym długo czekać, aż moja nieobecność skłoniłaby ją do wszczęcia poszukiwań. Wieczorem mecz Niemcy - Argentyna, jemy kolację przed telewizorem.

Royal Enfield

Aby nie wracać z doliny Nubra tą samą trasą, rozważamy powrót nową drogą, której nie było na mapie, a o której istnieniu dowiedzieliśmy się z opowieści mojego wspólnika. Przed podróżą, próbujemy potwierdzić, czy droga jest przejezdna. Od różnych osób otrzymujemy sprzeczne informacje. Jest dosyć wczesna godzina, mamy dużo sił i chęci odkrywania nowych dróg więc ryzykujemy. Wojskowi powiedzieli nam, że godzinę przed nami drogą tą wyruszyło 10 Hindusów na małych motocyklach. Jeżeli droga jest nieprzejezdna to spotkamy ich wracających w przeciwnym kierunku. Po 2 godzinach dojeżdżamy do nieoznakowanego rozwidlenia drogi przy którym siedzi 10 Hindusów z małymi motocyklami i dywagują w którą stronę pojechać. 9 z nich krzyczy, żeby jechać w lewo, 1 krzyczy, że w prawo. Jedziemy w lewo, co po kilku godzinach okazuje się kilka razy dłuższą drogą, bardzo ciężką, ale z malowniczymi widokami. 10 hindusów podąża za nami. Przy 40 km/h wjeżdżam na śliską glinę, nieprzewidziane przeze mnie w danym momencie prawa fizyki, stawiają mój motocykl bokiem, a ja przelatuję przez kierownicę. Lądując na mieszance gliny i kamieni mocno obijam prawe biodro i kostkę. Na początku myślałem, że złamałem nogę i będzie to koniec podróży dla mnie, lecz pierwszy ból minął dosyć szybko i po wymianie kierownicy, mocowania klamki hamulca, lusterka i tarczy hamulcowej, byłem gotowy, aby jechać dalej. Na kolejnych kilometrach, stan drogi znacznie się pogorszył, a właściwie to droga się całkowicie skończyła. Jechaliśmy po skałach i kamieniach. Był to ostatni moment kiedy widzieliśmy 10 Hindusów na małych motocyklach. Mieli duże trudności z przejazdem i podejrzewam, że zawrócili. Od dużych drgań pęka Helge szklany filtr paliwa. Ściągam go podłączając wężyk z baku, bezpośrednio do gaźnika i jedziemy dalej. Droga, którą jechaliśmy, wyprowadziła nas na przełęcz Chang La, która jak się później okazało z wysokością ponad 5300 m.n.p.m., jest uznawana za trzecią co do wysokości przejezdną przełęcz świata.

Widoki w Himalajach

Dojeżdżając do "cywilizacji" dowiadujemy się, że mieliśmy dużo szczęścia popełniając błąd na rozwidleniu dróg, gdyż krótsza droga była nieprzejezdna. Z pewnością zawrócilibyśmy tracąc kilka godzin i ominęłyby nas niezapomniane widoki i dodatkowa przełęcz. Dalsze kilometry to ciągnąca się wzdłuż rzeki Indus droga, w scenerii mieniących się fioletowych i purpurowych skał. Jadąc pomiędzy ścianami skalistych gór przedzielonych rzeką, wjeżdżamy na niezabezpieczony teren wysadzania skał. Nie do końca był niezabezpieczony: przy drodze stał żołnierz i podniecony wymachiwał rękoma. Machających ludzi mijaliśmy po kilka razy dziennie, więc widok ten nie wzbudził w nas podejrzeń. Odmachaliśmy panu z wielką serdecznością i pojechaliśmy dalej. Kilkadziesiąt sekund później, wybuch dynamitu rozerwał fragment skały po drugiej stronie rzeki, kilka sekund później rozległ się drugi, większy wybuch i drobne odłamki skał lądowały na naszych ramionach. Obok motocykla Juniora wylądował głaz wielkości piłki lekarskiej. Odkręciliśmy manetki gazu do oporu i pruliśmy przed siebie najszybciej jak tylko potrafiły pruć nasze motocykle. Zatrzymaliśmy się kilometr dalej i po ochłonięciu ruszyliśmy w dalszą drogę, rozbijając obóz obok malutkiej wioski Chilling, liczącej może ze 3 domy. Tego dnia przejechaliśmy przez 12 godzin dystans 300 km. W Polsce odbywają się wybory prezydenckie.

Widoki w Himalajach [Widok na rzekę Indus.]

Rano budzi mnie rżenie koni, wychodzę przed namiot. Dookoła pasą się barany. Okazuje się, że konie należą do ekspedycji trekingowej, która rozbiła namioty obok nas. Ekspedycja składa się z 5 koni, 4 osób do pomocy i tylko jednego uczestnika, który przyjechał do Indii na treking po Himalajach. Z Chilling udajemy się doliną Indusu do Alchi, gdzie zwiedzamy jeden z najstarszych klasztorów w Ladakhu oraz wybieramy się na przejażdżkę do Lamayuru. Dzień podróży do Lamayuru jest dla nas dniem zablokowanych dróg. Najpierw wywrócona ciężarówka, oraz wojskowy samochód ze złamaną osią, blokują most, a na kolejnych odcinkach trwa poszerzanie drogi. O ile obserwowanie chaotycznej akcji holowniczo-wydobywczej w wykonaniu Hindusów było dosyć ciekawe, o tyle czekanie kilka godzin w upale, na odgruzowanie drogi przez koparki i spychacze dłużyło się nam wyjątkowo.

Widoki w Himalajach [Uszkodzone samochody ciężarowe zablokowały skutecznie most.]

W Lamayuru jemy obfity lunch u podnóży klasztoru, zwiedzamy go, a część z nas jedzie zaliczyć dodatkową, już nie tak wysoką (ok. 4100 m. n.p.m.) przełęcz Fotu La leżącą na drodze prowadzącej do Śrinagaru. Po kolejnym noclegu w Alchi udaliśmy się z powrotem do Leh odwiedzając lokalną szkołę dla małych dzieci. Trafiamy na dzień sprawdzianu. Wszystkie dzieci siedzą na podłodze i rozwiązują testy. Przed wejściem do budynku stoją ustawione w rzędzie dziecięce buciki. Po rozmowie z dyrektorem, zwiedzamy szkołę i ofiarujemy szkole donację, która zapewni dwóm dzieciakom rok chodzenia do szkoły wraz z dojazdami. Zadowoleni, że mogliśmy spełnić dobry uczynek, wsiadamy na motocykle i jedziemy niezbyt ciekawą, prowadzącą przez żwirownie nową drogą, którą zasugerował nam dyrektor szkoły.

Motocyklowe podróże

Ostatniego dnia w Ladakhu dzielimy się na dwie grupy. Wraz z Andrzejami, Jackiem i Tomkiem nocuję w hotelu w Leh, a Nico, Helge, Tiziana i Dirk jadą do klasztoru w Hemis i noc planują spędzić w namiotach u podnóża klasztoru. W Hemis, Tiziana spotyka mnicha, któremu rok wcześniej wyświadczyła przysługę, podwożąc go motocyklem. W ramach odwdzięczenia się proponuje im nocleg w klasztorze. Tiziana i Dirk decydują się na powrót do Leh ze względu na odbywający się mecz, a Helge i Nico spędzają mistyczną noc wraz z mnichami w klasztorze w Hemis, a rano uczestniczą z nimi w ceremonii Puji. Razem z Andrzejami, Jackiem i Tomkiem wyruszamy do Hemis następnego dnia, mijając po drodze wracającego Helge i Nico. Ostatni dzień w Ladakhu to pożegnanie się z naszymi mechanikami i kucharzami. Z dużym smutkiem, żegnamy też nasze motocykle i lecimy do Delhi, skąd jedziemy już autokarem do Agry.

Motocyklowe podróże
Motocyklowe podróże
Motocyklowe podróże

W hotelu, w którym nocujemy odbywa się wesele córki hinduskiego prominenta. Tomek z Jackiem kręcąc się pod hotelem poznają mężczyznę, który szybko obdarzył ich sympatią. Mężczyzna ten okazuje się być szefem policji w Agrze, przynosi nam czarnego Johnny Walkera i zaprasza na wesele. Wesele jest na 700 osób, w ogrodzie rozstawione są telebimy, 3 operatorów kamer rejestruje całą uroczystość. Para młoda w 40 stopniowym upale siedzi nieruchomo na ołtarzu, a świadek pana młodego rozrzuca w tłum banknoty. Pod hotelem parkują niemieckie i japońskie SUVY, jakich nie widzi się codziennie w ruchu ulicznym w Indiach. Jest to duży kontrast w porównaniu z biedą, którą widzi się na ulicach Agry. Po krótkiej nocy, rano zwiedzamy Taj Mahal, Czerwony Fort i wracamy do Delhi. Przy ostatniej wspólnej kolacji wspominamy przygody, których doświadczyliśmy przez ostatnie dni, przeglądamy zdjęcia i żałujemy, że tegoroczna ekspedycja motocyklowa tak szybko minęła.


motocyklem do Azji

PODSUMOWANIE.

Nasza ekspedycja składała się z 9 motocykli, dwóch samochodów terenowych i 6 członków załogi (2 mechaników, 2 kucharzy i 2 osób odpowiedzialnych za rozbijanie obozowiska). Przejechany dystans powinno, moim zdaniem, przedstawiać się w godzinach spędzonych w siodle motocykla, a nie w kilometrach. W Indiach spędziliśmy 18 dni. Przez 14 dni przejechaliśmy ponad 2000 km, co zajęło nam grubo ponad 100 godzin. Motocykle spisywały się znakomicie, a drobne usterki i przebite opony, nadawały tylko smaku całej przygodzie. Zaraz po powrocie do Polski, zacząłem tęsknić za Indiami dlatego szybko ustaliłem termin kolejnej ekspedycji w Himalaje na 22 czerwca 2011. Chętnych do wzięcia udziału w przyszłorocznej wyprawie w Himalaje, proszę o kontakt mailowy, bądź telefoniczny już dziś. (info@ekspedycja-motocyklowa.pl, 507-19-15-15)







UCZESTNICY EKSPEDYCJI

POWRÓT NA STRONĘ GŁÓWNĄ







| SZKOLENIA BHP|

Copyright © EKSPEDYCJA MOTOCYKLOWA