Ekspedycja Motocyklowa - kierunek Grecja



motocyklami na Korfu



WYPRAWA MOTOCYKLOWA DO GRECJI - 18-27 sierpnia 2011
POLSKA - SŁOWACJA - WĘGRY - SERBIA - MACEDONIA - ALBANIA - GRECJA -
ALBANIA - CZARNOGÓRA - CHORWACJA - WĘGRY - SŁOWACJA - POLSKA



Postanowiliśmy wykorzystać ostatnie dni wakacji i przejechać się motocyklami. Ze względu na służbowe obowiązki mogliśmy pozwolić sobie maksymalnie na 10-dniowy wyjazd. Na początku ustaliliśmy, że jedziemy do Albanii i Macedonii, ale szybko dodaliśmy do naszego planu północną Grecję. Wyjazd miał mieć spokojny charakter z głównym nastawieniem na jazdę po ciekawych drogach z ładnymi widokami.

Zdaję sobie sprawę, że wyjazd motocyklem do Grecji to nie jest dzisiaj wielki wyczyn, ale postanowiłem go opisać ze względu na przygody jakich doświadczyliśmy.


Dzień 1. Warszawa - Belgrad [1200km]
Umówiliśmy się pod moim domem o 5 rano. Kamil niestety zaspał i wyruszamy z godzinnym opóźnieniem. Postanowiliśmy przejechać Polskę, Słowację i Węgry maksymalnie szybko, gdzie się tylko da to autostradami. Chcieliśmy przejechać jak najwięcej kilometrów pierwszego dnia, gdyż drogi te są już nam dobrze znane oraz pragnęliśmy znaleźć się jak najszybciej w nowych dla nas miejscach. Droga przez Polskę przebiega szybko i oprócz wielkiej ciężarówki w rowie nic nie zasługuje na opisanie.
motocyklami na Korfu
Na Słowacji mijamy ładne, wyjątkowo wyludniałe miasteczka. Przez Węgry przejeżdżamy równie szybko. Na środku drogi leży wielka drewniana belka, Kamil omija ją w ostatniej chwili, ja najeżdżam na nią i roztrzaskuje osłoną miski olejowej i gmolem. Wszystko dzieje się tak szybko, że nie mam czasu na reakcję. Na szczęście nie odnotowaliśmy żadnych strat przy tej ekwilibrystyce. Wieczorem wjeżdżamy do Serbii. Nie mogąc zdecydować się na nocleg w mijanych po drodze miastach dojeżdżamy aż do Belgradu. Zatrzymujemy się w starym, nieremontowanym od poprzedniej epoki hotelu Bristol. W mieście odbywa się "Beer Fest", który jest odpowiednikiem festiwalu "Open'er". Kilka dużych scen. Trafiamy na koncert Simple Minds. W koło tysiące ludzi. Stwierdzamy jednogłośnie, że 98% dziewczyn w Belgradzie jest ślicznych. Dwie z nich chcą sprzedać nam, nic nie warty, otwieracz do piwa za 300 dinarów (ok. 3 euro). Jako jedyni pijemy piwo "Jeleń". Może to dlatego podeszły do nas...
Kończymy dzień, w późnych godzinach nocnych spacerem przez miasto.

Dzień 2. Serbia - Macedonia [ok. 700km]
Po śniadaniu ruszamy w stronę Macedonii. Po drodze zatrzymujemy się nad piękną rzeką, nad którą miejscowi chłopi zbierają kamienie i ładują je na mały traktorek. Wskazują nam odpowiednie miejsce do kąpieli. Są bardzo zaciekawieni naszą podróżą, jednak rozmowa przebiega dosyć ciężko ze względu na bariery językowe. Z ich gestykulacji udaje nam się jedynie rozszyfrować, że w Macedonii są ładne i ogolone kobiety. Po odświeżającej kąpieli, ruszamy dalej.
motocyklami do Grecji motocyklami na Korfu
Po 20 kilometrach jazdy zauważam, że Kamil nie ma tablicy rejestracyjnej. Zrównuje się z nim, aby mu o tym powiedzieć. Niefortunnie zbliżamy się do łuku, Kamil odwraca głowę w moją stronę i prawie uderzamy się kuframi. Dodatkowo z naprzeciwka jedzie samochód dostawczy i nie mam miejsca na zrobienie uniku. Równocześnie wykonujemy dziwny, szybki manewr ratujący całą sytuację i nie dochodzi do nieszczęścia. To wydarzenie zmotywowało nas, po powrocie do Polski, do zakupu interkomu umożliwiającego bezprzewodową komunikację pomiędzy motocyklami. Wracamy po tablicę 20km do miejsca, gdzie się kąpaliśmy. Zjazd nad rzekę prowadził lekkim offroad'em więc podejrzewamy, że tam mogła odpaść w wyniku wibracji. Niestety nie odnajdujemy jej. Malujemy nową tablicę długopisem na kawałku kartonu i kontynuujemy trasę. Przed granicą z Macedonią, na stacji benzynowej, poznajemy motocyklistę, który proponuje nam nocleg i zaprasza nas na piwo. Poleca nam też motocyklową knajpkę połączoną z hotelem w Macedonii i nalega, abyśmy chociaż w drodze powrotnej go odwiedzili. Daje nam swój numer telefonu, mówiąc nam, że możemy na niego liczyć w razie jakichkolwiek problemów. Macedonia przywitała nas ładnym kawałkiem autostrady, gdzie wszędzie płacimy 1 euro pomimo iż w stawki w macedońskich denarach znacznie się różnią przy kolejnych bramkach. Droga przebiega dosyć sprawnie, przy jednym zjeździe z autostrady, w najmniej oczekiwanym przeze mnie momencie, Kamil zaczyna gwałtownie hamować, w efekcie czego, w ułamku sekundy zalewam się zimnym potem i uruchamiają się systemy ABS w obu kołach mojego GS'a.

Podczas kolejnego postoju podjeżdża do nas policjant. Mija nasze motocykle, następnie zaczyna cofać samochód. Jestem przekonany, że zauważył Kamila prowizoryczną tablicę rejestracyjną i nie docenił naszego malarskiego talentu. Już czuję w związku z tym problemy. Policjant okazuje się bardzo miły, wręcza swój numer telefonu, adres i zaprasza nas do siebie na nocleg. My jednak kierujemy się nad Jezioro Ochrydzkie do miejscowości Ohrid.
motocyklami do Grecji
Pierwsze kroki kierujemy do polecanej nam przez spotkanego wcześniej motocyklistę knajpy motocyklowej. Niestety knajpa okazuje się pomyłką. Właściciel posiadający w ogródku starą Yamahę XJ jest jedynym motocyklowym akcentem. Poza tym pokoje są bez okien a menu hotelowej restauracji nie sprawia iż zaczyna nam lecieć ślinka. Na rynku zaczepia nas starszy mężczyzna, proponując niedrogi nocleg 200 metrów od centrum. Wsiada na rower i każe jechać za sobą. Pedałuje bardzo powoli, mimo to gubimy go trzykrotnie podczas 15 minutowej jazdy. Wybiera wąskie dróżki, przeciska się pomiędzy szlabanami, i nie ogląda się za siebie. Cała sytuacja wydaje się nam dosyć komiczna mimo późnej pory i dużego zmęczenia. Parkujemy motocykle i idziemy na drinka nad jezioro. W barze poznajemy kelnerkę Sofiję, która poleca nam kilka ciekawych miejsc, które warto odwiedzić w mieście i zaprasza na śniadanie do restauracji w której pracuje podczas dziennej zmiany. Poleca nam dyskotekę, która otwarta jest tylko przez 3 godziny. Od 1 do 4 rano. Do pierwszej mamy jeszcze trochę czasu więc kierujemy kroki do sklepu spożywczego. Trafiliśmy na ostatni dzień Ramadanu i alkohol kupujemy "spod lady" od wystraszonej ekspedientki, która kilkukrotnie przestaje nas obsługiwać i odskakuje od nas gdy wchodzą inni klienci. Sprzedaje nam obrzydliwą anyżówkę z której Kamil robi dużego drinka zwanego przez niego "podróżnikiem"

O godzinie pierwszej w nocy otwierają wspomniany wcześniej klub. W środku jest olbrzymi bar na całą długość lokalu. Klub bardzo szybko zapełnia się młodzieżą. W środku jest tak ciasno, że nikt nie tańczy jedynie tłum buja się delikatnie w rytm muzyki. Obserwujemy ciekawy zwyczaj stawiania drinków. Mężczyzna wskazuje barmanowi kobietę i zamawia dla niej drinka, następnie kobieta rewanżuje się mu tym samym. Ku naszemu zdziwieniu, dużą popularnością cieszy się tu koniak, który pity jest przez osoby w każdym wieku.

Dzień 3. Macedonia - Albania - Grecja [ok. 400km]
Rano z trudem odnajdujemy restaurację w której mieliśmy spotkać się z Sofiją. Jemy obfite śniadanie, zostawiamy wszystkie rzeczy u Sofiji i idziemy na plażę.
motocyklami do Grecji
motocyklami do Grecji
motocyklami do Grecji

motocyklami na Korfu
Macedonia motocyklem
Serbia motocyklem
Kilka pamiątkowych fotek i ruszamy w stronę Albanii. Po przekroczeniu granicy z Albanią, naszym oczom ukazuje się wielki brud. Ładny krajobraz zepsuty jest przez obskurne, betonowe hotele, oraz zaśmiecone plaże. Wzdłuż dróg leżą sterty śmieci, niczym na wysypisku. Kierowcy jeżdżą jak szaleni, jazda wymaga większej koncentracji. Co kilkaset metrów mijamy ręczne myjnie samochodowe. W sklepie motoryzacyjnym, sprzedawca wręcza nam naklejki Albanii, nie chcąc w zamian pieniędzy.
Albania motocyklem
Zaczynamy robić się głodni i szukamy restauracji. Zatrzymujemy się przy wielkim wolno stojącym budynku z parasolami, myśląc że to restauracja. Budynek okazuje się jednak dużym, dwupiętrowym sklepem meblowym. Wybiega właściciel sklepu, i rzuca się na Kamila całując go serdecznie w oba policzki. Przedstawia nam swojego syna, chwaląc się podobieństwem do niego, oraz pozostały personel.

Wszyscy są bardzo serdeczni, chociaż gestykulują dosyć agresywnie, co z początku wprowadza delikatny niepokój. Kolej ejsce okazuje się strzałem w dziesiątkę. Jemy obiad we wspaniałej restauracji z widokiem na góry i polanę. Obsługuje nas właściciel, jedyna osoba mówiąca w języku angielskim w całym lokalu. Poleca nam specjały lokalnej kuchni. Kamil dostaje barana, a ja wołowego klopsa z warzywami. Syci wytaczamy się z restauracji i z trudem wsiadamy na motocykle. Poklepujemy się serdecznie z właścicielem lokalu i ruszamy w stronę Grecji.
Chorwacja motocyklem Motocyklem do Grecji
Na granicy z Grecją napotykamy na duży korek. Przeszukują auta przemytników. W korku zauważa nas celnik z dziwnie przymocowaną (odwrotnie), kaburą do pistoletu. Wskazuje na nas palcem, woła do siebie i odprawia poza kolejnością, przybijając serdecznie z nami piątkę. W Grecji, tankując na stacji benzynowej zaczepia nas jej właściciel i pokazuje swoją nową Yamahę Super Tenere, która niedawno dopiero trafiła do sprzedaży. Po miłej rozmowie, dostajemy od niego wodę mineralną i ruszamy w stronę Igoumenitsa, miasta z którego odpływają promy na wyspę Korfu. Dojeżdżamy jednak o 3 minuty za późno i na naszych oczach odpływa nam ostatni prom.
Motocyklem do Grecji
Motocyklem do Grecji
Jest już dosyć późno i miasto wydaje się opustoszałe. Podjeżdżamy pod komisariat policji i pytamy o kemping. Bardzo młody policjant, rozmawiając z Kamilem, co 4 sekundy nerwowo ściska kaburę pistoletu, podciągając jednocześnie tym nerwowym ruchem, zsuwające mu się spodnie. Poleca nam kemping położony 7 kilometrów od miasta. Na kempingu poznajemy bardzo konserwatywnego motocyklistę z Niemiec, podróżującego samotnie starą Hondą Goldwing. Wygląda jak klon kanclerza III Rzeszy, dodatkowo przypomina go z mowy i gestów. Wymachując palcem wskazującym sugeruje nam pominąć Korfu i płynąć prosto na Zakintos. My jednak nie mamy tyle czasu i pozostajemy przy naszych planach. Przed snem idziemy na plażę.

Dzień 4. Korfu
Z samego rana idziemy na plażę. Kamil koncentruje się na fotografowaniu rybek pod wodą, a ja idę popływać. Po kilkudziesięciu minutach pływania, wracam na brzeg i widzę bladego Kamila. Nie mógł mnie dostrzec z brzegu, latał pomiędzy namiotem, a plażą i myślał, że utonąłem. Dosyć długo nie może się po tym pozbierać. Zapomina o całym wydarzeniu dopiero gdy w recepcji kempingu okazuje się, że zgubili jego paszport. Całe sytuacja robi się dosyć niepokojąca, bo spieszymy się na prom. Paszport na szczęście odnajduje się w szufladzie gamoniowatego recepcjonisty i możemy ruszać w dalszą drogę. Prom odpływa punktualnie, chociaż załadunek trwa dosyć długo. Wszystkie samochody ładowane są na prom tyłem, jeden po drugim, co trwa prawie godzinę, a dopiero na końcu pozwalają nam wjechać motocyklami.
Motocyklem do Grecji
Na promie poznajemy motocyklistę na Hondzie Varadero. Jest hydraulikiem, mieszka na Korfu i właśnie wraca z kilkudniowej przejażdżki po kraju. Daje nam do siebie kontakt i proponuje nocleg. Nie korzystamy z zaproszenia, gdyż zamierzamy odwiedzić Agatę i Romana - znajomych urlopujących na Korfu z córeczką Tosią. Robimy im niespodziankę, wysyłając sms'a z promu, z informacją, że będziemy u nich lada moment. Są miło zaskoczeni, gdyż nie wiedzieli nawet, że będziemy w Grecji. Spotykamy się z nimi późnym popołudniem i wspólnie idziemy na basen.
Motocyklem do Grecji
Rozbijamy namioty na plaży i idziemy na kolacje z dobrą muzyką rockową na żywo. Jesteśmy pod dużym wrażeniem zdolności wokalnych artysty. Stawiamy mu piwo, a jego dziewczynie wręczamy róże. Wieczór kończymy siedząc we dwójkę na plaży przy małym ognisku i zimnym greckim piwie, rozmawiając do wczesnych godzin rannych.
To tutaj wpadamy na pomysł, zby za rok pojechać do Gruzji. (relacja z Gruzji tutaj: kliknij tutaj )
Motocyklem do Grecji

Dzień 5. Korfu
Wstajemy niesamowicie wypoczęci pomimo krótkiego snu. Była to najbardziej komfortowa noc podczas całego naszego wyjazdu, mimo iż Kamilowi śnił się dziwny koszmar, którego tutaj nie opiszę. Wstaje przed Kamilem i idę na jogging po plaży przy wschodzącym słońcu. Agata z Romanem i Tosią odwiedzają nasze "obozowisko", wspólnie plażujemy, a następnie wszyscy razem na kawę.
Motocyklem do Grecji Motocyklem do Grecji
Motocyklem do Grecji
Agata z Romanem rozpisują nam co warto zobaczyć, którędy warto pojechać, a czego unikać na wyspie. Jest bardzo przyjemnie, jednak musimy się z nimi pożegnać i jechać dalej, bo czasu mamy coraz mniej a czekają na nas kolejne przygody. Jedzie się nam wyjątkowo ciężko. Jesteśmy zmęczeni upałem. Drogi są dosyć wąskie, zakręty źle wyprofilowane, asfalt wyjątkowo śliski. Kilkakrotnie ucieka mi tylne koło podczas pokonywania zakrętów. Wąskie, nieoznakowane drogi często prowadzą donikąd. Parę razy zdarza nam się jadąc przez kilkanaście minut jedną z takich dróg, wjechać na czyjąś posesję. Po kilku takich ślepych wjazdach zaczyna nas to irytować i wjeżdżamy na główne drogi. Zatrzymujemy się w stolicy wyspy aby kupić bilety na prom do Albanii, którym przeprawimy się kolejnego dnia, oraz na posiłek w typowo greckiej restauracji na starym mieście, polecanej przez Agatę i Romana.
Motocyklem do Grecji
Z miejsc przez nich nie rekomendowanych, a nawet szczególnie odradzanych, zdecydowaliśmy się odwiedzić turystyczną miejscowość Kavos na południu wyspy. Kilka tygodni później Agata powiedziała mi, że w momencie jak mówiła, żebyśmy tam nie jechali, to zauważyła, że wzbudziło to naszą ciekawość i czuła, że nie omieszkamy tam zajrzeć. Miejscowość ta jest popularna wśród angielskiej młodzieży. Wzdłuż ulicy ciągną się otwarte kluby z tańczącymi na stołach dziewczynami. Tani alkohol przelewa się w barach wypchanych po brzegi fanami piłki nożnej i dziewczynami szukających przygodnego seksu. Pijane pary kopulują nam pod samym namiotem rozbitym na plaży, a hałas dyskotek cichnie wraz ze wschodem słońca. Podczas gdy zwiedzamy to miasto grzechu i rozpusty, okradają nam namioty. Z mojego namiotu ginie stary śpiwór, latarka oraz złodzieje odpinają mi torbę przypiętą do baku motocykla, w której miałem mapy, notatki z wyjazdu i kontakty do poznanych po drodze osób. Kamil ma mniej szczęścia. Traci torbę ze wszystkimi ubraniami, włącznie z kurtką i spodniami motocyklowymi oraz zapasowe kluczyki do motocykla i kufrów. Najcenniejsze rzeczy mieliśmy w aluminiowych kufrach, których na szczęście, nie udało się złodziejom sforsować. Wzywamy policję, która oznajmiła, że może przyjechać do nas dopiero następnego dnia. Noc mamy więc nieprzespaną, bo pilnujemy naszego obozowiska. W nocy mamy kilka atrakcji takich jak reanimowanie pijanego imprezowicza, kilku zagubionych nastolatków, dwukrotną wizytę policji i golasa śpiącego obok naszych namiotów, który zasnął uprawiając seks oralny i został porzucony przez partnerkę od której dostał po głowie w zamian za niedokończone zadanie. W tym mieście nic nas już nie zdziwi. Aby do rana.

Dzień 6. Korfu-Albania
Ciężko określić kiedy skończył się poprzedni dzień a zaczął obecny ze względu na nieprzespaną noc. Ja się trochę zdrzemnąłem, a Kamil czuwał na wypadek, gdyby w nocy złodzieje wrócili po resztę łupów. Kilka razy postawił mnie okrzykiem w stan pełnej, batalistycznej gotowości, gdy zagubieni, pijani i naćpani imprezowicze krzątali się nam koło namiotów.
Grecja motocyklami
Grecja motocyklami
Niewyspani ruszamy w stronę promu, zatrzymując się na śniadanie w cukierni. W sklepie ogrodniczym muszę kupić rękawice z koziej skóry, bo swoje, motocyklowe straciłem poprzedniej nocy. Kupujemy bilety na statek do Albanii. Statek okazuje się łodzią mieszczącą jedynie 5 samochodów. Kupując bilety, nie zapytano nas jak duże są nasze motocykle i doszło do małej draki podczas załadunku. Jeden samochód nie zmieścił się na łódź. Jego właściciel wszczął awanturę. Z jego gestów i krzyków wyczytać można było dziwną nienawiść do dwóch motocyklistów, przez których to jego samochód zwisa na wpół otwartym włazie załadunkowym. Zanim zdążyliśmy się zorientować o co chodzi, w naszej obronie wstawił się, wyglądający jak lokalny mafiozo, gruby Albańczyk wydzierając się na awanturnika. Sytuacja była dosyć komiczna, a przez większą część kłótni nie byliśmy przekonani czy dwaj Albańczycy aby na pewno przepychają się w naszej sprawie. Zdejmuje kufry z motocykla, robiąc troszkę więcej miejsca na łodzi i awanturujący się kierowca może wjechać na pokład. Chociaż i tak nie można domknąć włazu do końca podróży. Gruby Albańczyk, jak się później okazało, miał wielki sentyment do Polski, bo handlował przez pięć lat tekstyliami na stadionie XX-lecia w okresie jego świetności. Po 20 minutach opary awantury osiadają, i na pokładzie, wśród załogi i pasażerów zaczyna panować rodzinny klimat. Gruby Albańczyk przedstawia nam swoją o połowę młodszą żonę, wystylizowaną na miejscową Paris Hilton, i resztę rodziny. Godzi się z awanturnikiem i wspólnie piją whisky na dziobie łodzi. Kamil kupuje od kapitana papierosy, ostro się przy tym targując, a następnie zasypia na ławce, odsypiając nieprzespaną noc.
Grecja motocyklami
Po krótkiej odprawie na lądzie, podchodzi do nas młody Albańczyk i wdaje się w rozmowę z Kamilem. Kamil podekscytowany otwartością i gościnnością Albańczyków chce tutaj nocować. Nie mamy jednak na to czasu i wizytę w portowym miasteczku ograniczamy do wspólnego obiadu z nowo poznanym człowiekiem, który jak się okazuje prowadzi agencję turystyczną w Albanii. Wspólnie kreślimy zarys naszej ewentualnej współpracy biznesowej, z której jak się później okazało nic nie wyszło. Jemy ryby i inne lokalne przysmaki.

Dalsza trasa to malownicze krajobrazy i kręte górskie drogi, wzdłuż niestety mocno zaśmieconego wybrzeża Albanii.
Grecja motocyklami
Stajemy w małej wiosce przy sklepie spożywczym z którego wybiega 3 pokoleniowa rodzina (Dziadek, ojciec, syn). Nic nie rozumiemy, ale wszyscy wydają się bardzo serdeczni. Ojciec z dziadkiem chcą posadzić małego chłopca na motocyklu, który ryczy z przerażenia za co dostaje od ojca kilka kopniaków i lanie. Próbujemy interweniować, jednak nikt nas nie rozumie. Rodzina chce kupić nam w klepie alkohol, ale czeka nas jeszcze długi dzień więc grzecznie odmawiamy w zamian dostając oranżadę. Po drodze kąpiemy się na mijanej po drodze kamienistej plaży. Dalsza podróż, to jazda po zmroku przez górskie lasy Albanii. W oddali dostrzegamy płonące wzgórza, co wygląda zjawiskowo. Nocujemy obok Durres przy samej plaży. Wchodzimy do baru, gdzie jesteśmy miło witani. Dookoła spacerują kozy. Jemy ryby i bijemy domowe białe wino, jak napisał Kamil w swoich notatkach: w nieprzyzwoitych ilościach. Na koniec wieczoru, dostajemy od obsługi duże misy pełne świeżych owoców, których nie udało już nam się przejeść. Przed snem Kamilowi mylą się pokoje i dobijając się w środku nocy do drzwi sąsiada, budzi jakiegoś gościa.
Grecja motocyklami

Dzień 7. Albania-Czarnogóra
Rano Kamil stwierdza brak apteczki, w której woził aparat fotograficzny, co znacznie psuje mu humor. W kwestii zaginionego aparatu zdania są podzielone. Kamil twierdzi, że go znowu okradli, a ja uważam, nie chcąc psuć dobrej opinii Albańczykom, że po prostu go zgubił. Ustalamy wersję, że go zgubił, bo być dwukrotnie okradzionym podczas jednego wyjazdu to byłoby już gamoniostwo. Od obsługi baru dostajemy gratisową kawę i ruszamy w dalszą drogę, ku granicy z Czarnogórą. Droga prowadzi dziwnymi autostradami z podziurawionymi ogrodzeniami i rondami.

W Tiranie, Kamil łamie gumę w swoim Varadero. Z tylnego koła wyciąga długi gwoźdź. Oponę zmieniamy w wulkanizacji w której trzeba samemu zdemontować koło do wymiany co czynimy w ogromnym upale.
Grecja motocyklami
Grecja motocyklami
Za zgodą uprzejmych celników, granicę z Czarnogórą przejeżdżamy przejściem dla pieszych co znacznie skraca czas oczekiwania na wjazd. W Czarnogórze drogi są w zdecydowanie lepszym stanie i zachęcają do szybszej jazdy w dużym złożeniu motocykla. Wpadamy na pomysł nagrania spektakularnego przejazdu po serpentynach. O mały włos nie skończyło to się tragicznie. Chcąc, aby nagranie było bardzo efektowne rozpędzam motocykl i mknę po łuku, składając się do szlifowania asfaltu podnóżkiem. Skoncentrowany na jak najlepszym ujęciu minimalnie zjeżdżam na przeciwległy pas ruchu wprost pod nadjeżdżający z naprzeciwka samochód. Nie mając możliwości powrócenia na tor jazdy wciskam się między skałę, mijając na centymetry samochód z lewej strony. Kamil słysząc pisk opon, rzuca kamerę i z nagrania nici. Bijąc się w pierś, przeprosiliśmy kierowcę samochodu, który widząc nadjeżdżające nieszczęście stanął jak wryty. Była to niewątpliwie największa głupota jaką odstawiliśmy podczas całego wyjazdu za którą jest mi wyjątkowo wstyd. Śpimy na słabym kempingu w miejscowości zdominowanej przez rosyjskich turystów.
Grecja motocyklami


Dzień 8. Czarnogóra-Chorwacja
Śniadanie jemy w restauracji z dwoma tuzinem policjantów. Ruszamy dalej, dojeżdżając do Chorwacji. Obozujemy w miejscowości Omiś, w której jestem już 5 raz i którą wyjątkowo lubię. Na kępingu spotykamy grupę Polaków z Katowic, którzy oddają Kamilowi swoje spodnie widząc jak się męczy w moich przyciasnych na niego jeansach. Sytuacja ta była inspiracją do powstania filmu z naszej wyprawy, ze ścieżką dźwiękową "Spodnie z geesu", link do filmu: kliknij tutaj
Spotkani Polacy to muzycy z filharmonii, przyjechali do Chorwacji samochodami, ciągnąć motocykle ze sobą na przyczepie. Nie jeździli jednak na miejscu, bo...bali się zakrętów. Wieczór spędzamy na starym rynku miasta, próbując odtworzyć skradzione nam trzy noce wcześniej notatki z podróży.
Grecja motocyklami

Dzień 9. Chorwacja-Węgry-Słowacja
Cały dzień spędzamy w podróży. Przejeżdżamy tego dnia prawie 1200km i dojeżdżamy do miasta Presov na Słowacji. Do miasta wjeżdżamy późną porą. Nie mogąc znaleźć hotelu, pytamy się trzech dziewczyn o drogę. Będące pod dużym wpływem alkoholu dziewczyny, mówią że nam pokarzą hotel, ale musimy je podwieźć na imprezę. Fakt, że nie mamy ani wolnego miejsca, ani kasków, nie stanowił dla nich problemu. Dla nas stanowił, ale w momencie jak chcieliśmy im to wyjaśnić, jedna z nich zadarła spódnicę do góry, a nogę wygięła na tyle wysoko, że objęła nią mój motocykl, z zawaloną bagażami tylną kanapą, odsłaniając przy tym 3 swojej waginy. Do dziś nie wiem jak to zrobiła, chyba musiała być baletnicą. Rozochocona całą sytuacją jej koleżanka zaczęła ładować się za nią. Kątem oka obserwowałem trzecią, najgrubszą dziewczynę niezdarnie ładującą się na motocykl Kamila. W krzykach wyjaśniły mi, że to tylko kilka przecznic i żebym ruszał. Z kilku przecznic zrobiło się 5 kilometrów. Dziewczyny piszczały i krzyczały, zaczepiając wkoło ludzi, nie dając nam szansy na nierzucający się w oczy przejazd. Z duszą na ramieniu minęliśmy dwa policyjne radiowozy, z których jeden był zajęty, a w drugim policjanci udawali, że nas nie widzą i nie słyszą wrzasków dziewczyn. Śpimy w dużym, starym hotelu niedaleko starówki. Stare miasto w Presov jest bardzo urokliwe i wygląda, jak to Kamil nazwał, "jak Factory Outlet w Piasecznie".

Dzień 10. Słowacja-Polska
Do domu mamy niecałe 500km. Po późnym śniadaniu w motocyklowej kawiarni w centrum Presov, wracamy do Warszawy bez większych przygód.



i na koniec jeszcze kilka zdjęć...

Grecja motocyklami
Grecja motocyklami
Grecja motocyklami
Grecja motocyklami


 

INNE WYPRAWY
POWRÓT NA STRONĘ GŁÓWNĄ



Copyright © EKSPEDYCJA MOTOCYKLOWA